Eskadra

Zwykły wpis

Miniatura świata bez zdobionej oprawy. Geometria metalu rozpiętego na taflach szyb siatką współrzędnych wyznacza kierunek, wzdłuż znaków, semaforów podnoszących w górę tabliczki z nazwami destynacji, godziną odlotu i kodem bramki. Przyjechałam za wcześnie, przez własną głupotę. Można pomylić punkt, do którego chce się dotrzeć. Można zgubić drogę, ale pomylić miejsce, z którego zaczyna się podróż zakrawa na nonsens. Zatrzymał się przed terminalem po nie całym kwadransie a ja wydobyłam z siebie nieme co? już jesteśmy? Zamknęłam dłoń na rączce walizki i wtopiłam się w poranny przypływ szukając baru, w którym zjem śniadanie.

********
Ładnie pali. Oparty o barierkę, z lekką nonszalancją, spokojem, pewnością ruchu rozświetlającego noc plamką żaru. Wstał z łóżka, narzucił na siebie szlafrok i wyszedł z paczką papierosów i szklanką na balkon. Oswoiłam jego milczenie. Wydawało mi się wrogie, jakby najeżone pretensją, do siebie samego, do mnie, złością, żalem rozciągniętym od samego początku po koniec, zamykane bez słowa drzwi. Kaskada znaczeń dotyku. Czekam. Zapali, wróci. Znów będzie cicho.

Dip

Zwykły wpis

S. ze słodko niewinnym Born to fuck.Śmiech i mina pensjonarki przyłapanej na grzebaniu w majtkach. Ręce na kołdrę dziewczęta! Nadchodzi nauczyciel!

********
– Teoria mówi..
– Nigdy nie spotkałam.
– Kogo?
– Teorii. Jak mam jej wierzyć?

********
Mój wyrzut sumienia ma dwadzieścia kilka centymetrów długości. Sporo, tym bardziej czuję zażenowanie. Długość i imponująca grubość. Jestem pewna,że już po wszystkim twarz będę miała upaćkaną, dopadnie mnie zmęczenie i moralny kac. Co z tego? Chcę. Chcę to muszę i żadne granice nie mają znaczenia. On i ja. Ja i on. Próba sił. Sprawdzian mojego ciała. Pysznie wyglądajacy kebab.

********
– Nie.
Wyobrażam sobie nieprzywykłą do nie minę. J. pozwolił. Sama bym się aż tak nie wygłupiała.
– Nie?
Echo z doczepionym pogiętym złością pytajnikiem.
– Nie. Muszę kończyć.
– Rozumiesz, że ..
– Nie i nie rozumiem. Nawet nie chcę rozumieć. Nie chcę wiedzieć. Nie tu,nie tam. Same nie. Nigdy, nie słyszałeś kobiety mówiącej nie?
– Nie.
– To chciałam usłyszeć. Domknąłeś nawias. Pa.
Brakuje mi tradycyjnych, ebonitowych aparatów telefonicznych. Położenie palca na czerwonej plamce to jednak nie to samo co rzucenie słuchawką.

Darmozjad

Zwykły wpis

Ulica pchnięta szumem windy opada zamazując sylwetki przechodniów chaotycznym strumieniem przecinajace ulice, rozpraszające się w przestrzeni placu, coraz mniej widoczne. Wyświetlacz mozolnie liczy sekundy podróży taktując czas rytmem mijanych pięter. Poprawian szybko usta. Trzeba wyglądać dobrze, nawet w windzie na szafot a ja przecież dziś spodziewam się nieba i uśmiechu bogów.

********
W książkach jest prosto. Bzyk, wzyk, wsadził, wyjął, trysnął i do decyzji autora, tulimy się roztapiając ciepłem ciał nabrzmiałe emocje bądź puszczamy ostatnie minuty z dymem papierosa. Litery zgrabnie przeskakują nad kilkoma sekundami, w których do głosu dojdzie resztka rozsądku krzycząc w głąb myśli po co? Dlaczego ona? Dlaczego tak? Sztuczka to zetrzeć tę myśl szybciej niż spermę z piersi. Czary, mary. Nie było. Jest. Chusteczkę wyrzucamy do kosza.

********
Zasnęłam w wannie. Obudziłam się zmarznięta i dłuższą chwilę nawiązywałam kontakt z rzeczywistością. Woda, ja, zimno, biel ścian, z płaszczyzny lustra przygląda mi się wystraszona twarz kobiety. Pokazałam jej język i wszystko wróciło na swoje miejsce.

Dingo

Zwykły wpis

Siegnął po telefon. Krótkie tak, dobrze, za chwilę już poza łóżkiem z którego wstał zostawiając na moich udach przepraszające spojrzenie. Włączył telewizor. Zerkając na ekran wyjął z szafki notebooka. Zarzucił szlafrok i zamarł, gdyby nie palce omiatające klawiaturę doskonale nieruchomy. Krew na ekranie i gra wykresów.

********
– Jestem dziwkarzem.
A ja doskonałym odbiorcą tej autorecenzji.
– Nic nie powiesz?
Pauza na łyk wina.
– Potrzebujesz usprawiedliwienia, czy chciałeś się pochwalić?
– Sprytnie.
Zbyt ciężkie. Wyczuwam leśne owoce i malinę ale smak jest za gęsty, zbity w zleżałą pulpę, duszący.
– Lubię jasne sytuacje, więc nie oczekuj romansu.
Mój słodki, romansu? Stolik, kwiaty, półmrok dyskrecji, namalowana kredką obietnica pocałunku, myśl, że uklęknę przed tobą i w żadnym moim ruchu nie dostrzeżesz zarysu wstydu, zawahania, ale żeby zaraz romans?
– Jeżeli o tym pomyślę od razu ci powiem.
– Powiesz?
– Tak. Będziesz mieć czas na ucieczkę.

Drezyna

Zwykły wpis

Na spotkania w sprawie pracy poszłam trzykrotnie. Za czwartym razem praca przyszła po mnie albo precyzyjniej, z propozycją spotkałam się na neutralnym gruncie hotelowej kawiarni, więc to się nie liczy.

Do debiutu przygotowałam się starannie wiedząc, że praca kelnerki wymaga solidnego CV w którym udokumentuję wykształcenie, znajomość języków, nienaganny uśmiech oraz wdzięk osobisty. Rozmówca, kierownik zmiany, był zachwycony. Pracę dostałam od ręki. Przez tydzień próbowałam z mokrej szmaty wycisnąć obiecane morze napiwków. Slalom pomiędzy łapami próbujących chwycić za mój tyłek podpitych wczasowiczów rozchwiał horyzont niczym podczas jesiennego sztormu a przecież był lipiec. Kariera kelnerki rozwijała się doskonale. Skóra na dłoniach zaczęła przypominać skórę australijskiej ropuchym. Nauczyłam się oszukiwać na drinkach, przycinać na wydawaniu reszty i zakładać plaster na piętę przed wlożeniem szpilek, będących zdaniem kierownika nieodłącznym atrybutem kelnerki a zdaniem naszym dowodem, że realizuje chore fantazje, bo żona mu nie daje. Po nie spełna dwóch tygodniach okazało się, że widok kobiecych nóg w szpilkach stanowi jedynie przystawkę a na mnie czeka awans do roli dania głównego. Benefit w postaci życzliwego uśmiechu w zamian za zrobienie laski w samochodzie umiarkowanie mi odpowiadał, więc odłożyłam ścierkę, zdjęłam szpilki, dopisałam w CV nowy punkt i udałam się na następną rozmowę. 

Ponownie języki, wykształcenie, doświadczenie i liczby. Kolumny liczb. Szeregi karnej armii rozwinietej na przedpolu arkusza kalkulacyjnego. Wbijałam liczby od ósmej do siedemnastej z przerwą na obiad i sześcioma przerwami na kawę, plotki i papierosa. Jako najmłodsza w zespole nie musiałam zastanawiać się nad sensem pracy. Jedynka, dwójka, trójka, czwórka musiały trafić na swoje miejsce, ani za nisko, ani zbyt wysoko. Praca idealna, przypominajaca kręcenie młynkiem modlitewnym. Liczby mają harmonię a pozbawione znaczeń nawet piękno. Nie zarabiałam dużo. Po miesiącu pozwolono na nadgodziny. Coraz szybciej zasypiajace słońce żegnałam wystukanym na dobranoc siedem, pięć, dwa, cztery, przecinek dwa, jeden, osiem, enter, trzy, siedem, dziewięć … Idyllę przerwał rzucony na moje biurko segregator i wyciągniety z rozporka kutas. Roześmiałam się i szansa na karierę głównej księgowej prysnęła.

Za trzecim razem nie wzięłam CV. Wspomniałam o językach. Naturalny francuski odebrano jako plus. Pytań o grecki i hiszpański nie zrozumiałam. Temat excela nie wypłynął. Doceniono komunikatywność. Pięć godzin później kołysząc się niezdarnie na szpilkach odprowadziłam pierwszego klienta do drzwi. Na pewno wrócę do ciebie powiedział wychodząc. Nie wrócił, ale nie miało to wtedy znaczenia.

Małpa

Zwykły wpis

Wyższy stoi pół kroku z tyłu, po prawej. Krok w przód i powstanie kordon. Krok w tył i mamy dwie linie, podwójną, nieprzekraczalną barierę oczywiście, gdyby było ich sześciu bądź ośmiu, nie dwóch. Pod pachy wsuneli po rolce papieru toaletowego i wyglądają groźnie sprawiając wrażenie, że w żebra uwiera sześciolufowe działko lotnicze wyciągnięte z odesłanego pod słońce Arizony guźca. Obowiązkowy atrybut, wetknięta w ucho słuchawka i równie obowiązkowe ciemne okulary maskujące nie tyle punkt na którym spoczywa wzrok co bezdenną głupotę zawsze wyraźną w szarości pustki odsłoniętego oczodołu. Iloczy inteligencji policzyłabym łatwo. Ilorazem bawić się nie mogę bez naruszania fundamentalnych praw matematyki, niezależnie od tego, czy się z nimi zgadzam. A dziś chcialabym się nie zgodzić podając żywy przykład absolutu, przy którym w zerze jest bogata, tłusta od znaczeń, napuchnięta i obrzmiała treść.
– Mam zaproszenie.
– Nie możemy pani wpuścić.
– Mam zaproszenie.
– Nie możemy pani wpuścić.
– Może pan. Mam zaproszenie.
– Nie możemy pani wpuścić.
– Proszę zapytać się przełożonego ..
– Nie możemy pani wpuścić.
Nie, że muszę, ale mam zaproszenie. Jeszcze chwilę się podroczę. Zaproszenie było na wczoraj, ale dziś jest kontynuacją wczoraj i budząc się w nocy poszturchiwana chrapaniem nie wiem czy spałam we wczoraj czy już w dziś, więc jaka różnica? Z jutro jest inaczej, nie czepiałabym się.
– Nie możemy pani wpuścić.
– A może jednak?

Sacharoza

Zwykły wpis

Sygnały, żandarmeria, GIGN. Krzaczasty zjeżdża na prawo ustępując miejsca kolumnie aut.
– Nie ma sensu się tam pchać. Coś się wydarzyło.
Wiem, że go nie przekonam.

********
Rano się rozchmurzył. Stał w kuchni smażąc omlet. Podeszłam niesłyszalna, wspięłam się na palce i kładąc dłonie na jego ramionach pocałowałam w kark szepcząc „dla mnie też zrób”. Zniknęłam zanim się odwrócił. No dobrze, chciałam zniknąć, tak jest w bajkach.

********
Wróciłam do kalendarza. Od wtorku. Jutro fryzjer.

Parada

Zwykły wpis

Od sceny z talerzem moje relacje z Krzaczastym uległy ochłodzeniu. Arktyczny wyż obniżył temperaturę do minus czterdziestu stopni. Słowa zamarzają niewypowiedziane, lodowa kasza rani usta. Nie zrobił kolacji. Otworzył butelkę wina i wyjął kieliszek tylko dla siebie. Tak, antybiotyk i alkohol, ale lampka wina to lampka wina, szczególnie lampka do kolacji, której nie ma. Zadzwonił poskarżyć się J. Minutę później J. zadzwonił do mnie i zanim skończyłam mówić cześć usłyszałam o głupiej, rozkapryszonej, niedoruchanej cipie, której odpierdala. Odpowiedziałam grzecznie, że o ruchaniu może jedynie pomarzyć co jednak nie zostało przyjęte dobrze.
– Masz go przeprosić.
– Nie.
Bezkarność odległości.

Lemiesz

Zwykły wpis

Zieleń w miescie jak skąpe majtki założone tylko po to, żeby ściągnąć je zanim upłynie kwadrans spotkania. Koronka płatków trawy, akantowy kontur drzewa, które zgubione przystaneło w korytarzu betonowych brył i nie ma kogo zapytać o drogę. Mówimy innym językiem. Podwiązka linii żywopłotu z ozdobną granicą, kiedy wszystko ponad i pod stworzono z myślą o tobie. Kokardka klombu, nawet jej nie dostrzeżesz spiesząc się do domu.

********
Krzaczasty bawi się w pytania i odpowiedzi. Psuję zabawę. On pyta, ja odpowiadam niechętnie bądź wcale.
– Jesteś tu, żeby się mną opiekować.
– Tak.
– To nie jest jakaś bardzo intymna relacja nawet, jeśli widziałeś mój goły tyłek.
Uniósł brwi. Wiem, że tyłek mu się podoba.
– Tyłek, piersi ..
Lubię chodzić nago, albo inaczej. Nie zwracam uwagi na to jak jestem ubrana. Ubranie jest ozdobą. Nie zawsze jest sens tracić czas i zakrywać się w drodze po kubek z herbatą, bo w balkonetce wyglądam lepiej a na dole nie podgoliłam się od trzech dni. Problem z nagością jest taki, że próbujemy ją na siebie założyć. Zwiewny tiul marzeń krawiec wstyd zszywa w ponury, ciężki, źle skrojony i nie wygodny kaftan. Naga, taka jaką jestem. Zbyt zmęczona, by siłować się z kompleksami.
– A pytania z cyklu jak to jest być dziwką nie mają sensu. Idź do księgarni, mnóstwo tego na półkach.
– Nie o to pytałem.
– Ależ właśnie o to. Wyobraź sobie chirurga, który w domu rozkraja płat polędwicy skalpelem i z uwagą patrzy na rozchylającą się na boki strukturę mięsa..
– Co?
– Tak mi się skojarzyło.
– Czyli bez emocji?
– Znowu zaczynasz? Dlaczego bez emocji? Lubię, nie lubię, chcę, nie chcę, czuję się dobrze, czuję się źle, pragnę, boję się, mam w sobie odrazę, zachwyt, niecierpliwość czekania, zniechęcenie, mam w sobie kurwa całą paletę emocji a słowo praca oznacza tylko tyle, że muszę sobie z nimi radzić.
– I jak sobie radzisz?
Talerz uderzył o kamienną podłogę kuchni. Byłam ciekawa, co się stanie. Już kiedy ciśnięty leciał przez głowę przeszła mi myśl, że jeśli to jakieś nietłukące się cudo z akordu gniewu wyjdzie głupie stęknięcie. Pięknie się rozpadł.
– Na przykład tak. Albo robię sobie dobrze pod prysznicem. Nie dobijaj się, zamknę drzwi. I posprzątaj.

Wino

Zwykły wpis

Krzaczasty uśmiechnął się ojcowsko. Dumny, że powiedziałam „a”. Czyste „a” z bólem zostawionym na koniec wydechu.

– Zdrowiejesz.

Naburmuszyłam się jakby powrót do zdrowia nie był mi potrzebny do szczęścia. Postawił kubek na stole i odsłonił żaluzje.

– Jutro pójdziemy na krótki spacer.

Za oknem jest świat. Wiosna przepycha się z zimą. W pokoju jedyna oznaka płynącego czasu to przeskakująca ponad wycinkiem koła wskazówka zegara. I telewizor. Znów płonie jakieś miasto.

– Coś ci kupić?

Wskazuję „nie”. Oszczędzam dźwięk ze strachu, że ból powróci.

 

********

Zagraliśmy w karty. Oszukiwałam. Udawał, że nie widzi.

 

********

Zadzwonił J. pytając jak się czuję. Rozmowa przez pośrednika. Wcześniej Krzaczasty zniknął na dwie godziny. Wrócił z torbą zakupów spożywczych i drugą torbą, z której dumnie wyjął trzy koszule, brązowe półbuty oraz krawat, który z pewnością nie będzie do żadnej z pokazanych koszul pasował. Gust zatrzymał mu się w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy cywilne ciuchy zamienił na mundur. Tak go usprawiedliwiam, może od zawsze i po wieki był i jest naturalnym bezguściem. Płócienne spodnie, czerwone polo i zielony sweterek. Brakuje renifera albo napisu Keep calm and .. Chodzi po domu w półbutach, żeby rozchodzić. Zapytałam pisząc, czy prezerwatywy zakłada pół godziny wcześniej, żeby się ułożyły ale nie zrozumiał żartu.