Krzaczasty uśmiechnął się ojcowsko. Dumny, że powiedziałam „a”. Czyste „a” z bólem zostawionym na koniec wydechu.
– Zdrowiejesz.
Naburmuszyłam się jakby powrót do zdrowia nie był mi potrzebny do szczęścia. Postawił kubek na stole i odsłonił żaluzje.
– Jutro pójdziemy na krótki spacer.
Za oknem jest świat. Wiosna przepycha się z zimą. W pokoju jedyna oznaka płynącego czasu to przeskakująca ponad wycinkiem koła wskazówka zegara. I telewizor. Znów płonie jakieś miasto.
– Coś ci kupić?
Wskazuję „nie”. Oszczędzam dźwięk ze strachu, że ból powróci.
********
Zagraliśmy w karty. Oszukiwałam. Udawał, że nie widzi.
********
Zadzwonił J. pytając jak się czuję. Rozmowa przez pośrednika. Wcześniej Krzaczasty zniknął na dwie godziny. Wrócił z torbą zakupów spożywczych i drugą torbą, z której dumnie wyjął trzy koszule, brązowe półbuty oraz krawat, który z pewnością nie będzie do żadnej z pokazanych koszul pasował. Gust zatrzymał mu się w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy cywilne ciuchy zamienił na mundur. Tak go usprawiedliwiam, może od zawsze i po wieki był i jest naturalnym bezguściem. Płócienne spodnie, czerwone polo i zielony sweterek. Brakuje renifera albo napisu Keep calm and .. Chodzi po domu w półbutach, żeby rozchodzić. Zapytałam pisząc, czy prezerwatywy zakłada pół godziny wcześniej, żeby się ułożyły ale nie zrozumiał żartu.